Prawie niekulinarnie... bo na zajeciach, ostatnich przed wakacjami swiatecznymi, kulinarny byl tylko podwieczorek, na ktory zanioslam wszystkie moje drobne adwentowe ciasteczka...
Ten aspekt wieczoru docenilismy dopiero po zabawie... najpierw bylo ubieranie sie i zawody. Moja ekpia 2 razy wygrala, 2 razy przegrala... czyli norma. Pozwolilo mi to na odkrycie cudownego sportu, ktorym pasjonuje sie moj synek. Mam tez ochote zaczac trenowac. Oto kilka fotek.
Gotowy jeszcze w domu...
Mama czyli ja w pozycji "garde" z mieczem. Pierwszy raz w zyciu trzymalam prawdziwy miecz w reku.
Pojedynek z synkiem... na te okolicznosc, zabawy dzieci z rodzicami, zdjeli profesjonalne maty, na ktorych zazwyczaj cwicza.
nasz tata, czyli moj maz z innym tata... zabawa byla super udana. Dzieci zadowolone, ze mogly z rodzicami dzielic ten moment.
A podwieczorek tez jak najbardziej udany. Z moich ciasteczek najwieksze wziecie miala krajanka czekoladowo-orzechowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz