W zeszla sobote
byliśmy na ślubie. Cudnym ślubie, córki mojej przyjaciółki, Polki z Rennes. Uroczystwości
cywilne i kościelne odbyły się w malutkim bretońskim miasteczku, nieopodal
Dinan, w Léhon. Miało być słonecznie a było deszczowo dopiero po 17h się
rozpogodziło. Ale cóż takie są uroki Bretanii, deszcz i szarość. Jednakze kapelusze, kamien i moc bretonskich kwiatow nawet w taka pogode jest pelna uroku!
Po
ceremoni cywilnej, na merostwie, państwo młodzi przeszli do opactwa. W drzwiach kościoła
czekał już na nich ksiądz by ich powitać. Obie ceremonie były piękne ale ta
kościelna była niezwykle wzruszająca. Czytano i Biblię i Koran. 4 osobowy chór
śpiewał pieśni gospel i trochę blusa, Pianista przygrywał…
Po
ceremoniach udano sie do zameczku w Miniac Morvan na tzw: vin d’honneur czyli aperitif,
który trwał dobre 2 godziny przed oficjalna kolacja. Odbywał się on w ogrodach.
Panowie w garniturach roznosili tace z szampanem, panie tace z mniaturkami
tostów, kanapeczek, szklaneczek wypełnionych różnymi kompozycjami.
Na plancha
czyli cos w rodzaju grilla, kucharz smazyl foie gras i układał je na tostach,
nastepnie przyrządzał mini szaszłyki z krewetek.
Uroczysta
kolacja rozpoczęła się od przystawki: małż Świętego Jakuba podanych na dwa
sposoby: carpaccio i na ciepło w szklaneczkach z sosem i grzybami.
Po
przystawce podano danie główne: perliczkę nadziewaną foie gras z kaczki I zestaw
warzyw oraz odrobinę makaronu z kałamarnicami.
Następnie
przyszła kolej na sery z sałatami.
Na koniec
podano deser: babeczkę z truskawkami, cukierek czekoladowy w płacie brick i tiramisu
w szklaneczce.
Do każdego
dania serwowano osobne wina.
Na koniec był wielki “tort” a właściwie pièce montée pary
młodej…
Każdy z zaproszonych został obdarowny cukierkami :
migdałami w polewie zawiniętymi w tiulowe serwetki… tego rodzaju cukierki
podaje się na wszytskich chrztach i ślubach oraz pierwszych komuniach…
Po północy puszczano lampiony w kształcie serca i były
tańce, które trwały do rana…