Zapach rosnącego drożdżowego ciasta, stopionego masła i
smażącego się maku z bakaliami oznacza, że już za chwileczkę Święta ! Wyczekane,
niosące radość i nadzieję na trochę lepsze jutro. Właśnie dziś od rana, w moim
domu takie zapachy królują. Makowce sidzą już w piekarniku a ja się
rozkoszuję ich ciepłym zapachem.
Nie wyobrażam sobie Świąt bez makowców, bez maku. To chyba wszechobecny symbol
polskich Świąt Bożego Narodzenia.
Dwa dni
temu jednak, we wtorkowy poranek robiłam z Antkiem te kokosowe choineczki. Zbyt
proste by małe dziecko nie mogiŁ ich wykonać, zbyt smaczne by wszyscy nie mogli
ich zjeść…
3 białka
I to
wszystko, składniki mieszamy. Masa ma być lekko lepiąca się ale nie płynna…
ewentualnie dosypujemy tego i owego bo wszystko zależy oczywiście od wielkości
białek, % wilgoci wiórek…
Choineczki
lepimy malutkie, dwucentymetrowe i suszymy 20 minut w 150 °C…
Podane z
gorącą, roztopioną czekoladą będą rozkoszą, schrupane na sucho też cieszą
podniebienie.
Święta to
jednak nie tylko czas radosny i spokojny.
Moje Święta
tegoroczne, u teściów w Bretanii rodzą we mnie stres. Co prawda już dwa lata
tam nie byłam ale pamiętam poprzednie roczniki i chyba niezbyt dobrze je
pamiętam stąd te obawy. Czuję się
nieswojo, tak jakbym trochę się bała, że znów będzie beznadziejnie a może i jeszcze
nie daj Boże z kłótniami. Wszystko szykuję, pichcę, będę wiozła trochę… ale jak
mi mąż wypalił kilka dni temu żebym wziełam świece i biały obrus bo pewnie nie
będzie to odbiło mi się psychologicznym kwasem.
Wolę chyba
jednak nie myśleć co będzie i jak będzie… Okaże się. Nie lubię tylko tego
mojego lekkiego zdenerwowania przed…
Wczoraj
wieczorem natomiast kolejna niespodzianka… Antek we łzach. Bo on chce iść na
mszę świąteczną w Rennes ,
ale boi się… że ciężarówka wjedzie w kościół i nas zabije… Natychmiastowy efekt
ostatnich zamachów! Ale z mszy nie zrezygnuje bo nie… to z koleji dziś rano
zaczął się bać, że dziadkowie nie będą chcieli iść z nim na mszę… A ja się
wkurzam z lekka i po nocach nie śpię bo ciężko czasem to unieść wszystko.
Z mężem jak
na wietrznym oceanie, raz góra za pół godziny dołek… od wczoraj lepiej bo razem
prezenty pakowaliśmy i w końcu błysnęła
w nim jakaś radość! Oby na dłużej!
Wczorajszy
obiad za to w restauracji z moją przyjaciółką Anne i jej dziećmi był cudownym momentum
jak i granie dziś rano “Przybieżeli do Betlejem pasterze”, z Antkiem, na
pianinie i wyśpiewywanie tej kolędy na cały głos…
No i te
makowce…. Pachną, pachną jakby szeptały… “na co oczekujesz, na Kogo oczekujesz?”…
Na sacrum…