Kilka razy w roku... czasem dwa czasem piec udajemy sie do wielkiego azjatyckiego supermarketu, ktory znajduje sie w Bordeaux, niedaleko od naszego domu. Nosi on nazwe Eurasie i mozna w nim dostac spore ilosci azjatyckich: chinskich, japonskich, indyjskich, pakistanskich czy jeszcze innych produktow. Nie jestem na codzien fanka tych kuchni, jestem locavorem czyli jem lokalnie i zazwyczaj eko, ale od czasu do czasu lubie, bardzo lubie cos takiego egzotycznego zjesc.
Dzis zajechal tam moj maz wracajac z pracy na lunch do domu i przywiozl nam kosz egzotycznych owocow. Marakuje, ktore uwielbia moj syn, owoce smoka, ktore uwielbiam ja, mango, goyave i papaje... Niestety brakuje mi kumquatow... bo chetnie zrobilam bym ciasto czekoladowe z nimi, ale zabraklo... Tak wiec dzisiaj u nas egzotycznie i witaminowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz