Tak cos powoli sie zaczyna... dzisiaj ostatki, ale ja juz nie mam najmniejszej ochoty ani na faworki, ani na paczki czy inne bugnes. Raczej chce wiosny, salatek, ciepelka, slonca. I tak w zeszla niedziele odwozac Antosia na ferie w okolicach La Rochelle zauwazylismy 5 bocianow. Dokladnie o tej samej porze w zeszlym roku tez bociany widzielismy. Na skwerach jeszcze prawie nic nie kwitnie, ale w doniczkach, na oknach i na chodnikach juz jak najbardziej! Sa szafirki, zonkilie i renonkule. Ja kupilam kilka tych slicznych kwiatkow do mojej kuchni bo doczekac sie nie moge...
Z kulinarnych szalenstw tez wiosny chce!
tak wiec dzis na obiad salatka z rzodkiewek i sushi by bylo lekko, kalorycznie lekko...
w week-end bede robic ciastka z roza i kupilam nie tylko syrop i esencje rozana ale tez platki rozy eko, ktore zamierzam ocukrzyc i uzyc i do dekoracji...
Skusilam sie tez na fioletowe ziemniaki czyli Vitelotte bo chce koloru... fioletu, rozowosci, zieleni... Balansuje jeszcze na granicy zimy i wiosny, ale czuje ze do wiosny coraz blizej! i Hurra....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz