poniedziałek, 21 maja 2012

W bretonskiej crêperie czyli nalesnikowni



Za kazdym razem jak jestesmy w Bretanii, przynajmniej raz jemy w crêperie czyli tradycyjnej nalesnikowni. Jak co roku odwiedzilismy nasza ukochana La Salorge w malutkiej wiosce Saillé niedaleko do La Baule i Guérande, posrdoku solanek morskich, gdzie zbiera sie juz tradycyjnie sol.

Salorge to znana restauracja, czlonkowie naszych rzadow czesto tutaj zagladaja a stalym gosciem byl prezydent Sarkozy, ktorego zdjecia zdobia mury lokalu. Uwielbial tutaj jesc! Dwie siostry, wlascicielki obiektu maja polskie korzenie w Krakowie. jedna tylko gotuje wiec przychodzac tutaj trzeba uzbroic sie w cierpliwosc... 2 h na obiad czy kolacje to minimum! Ale podaja tutaj same pysznosci, w wiekszosci produkty eko i oczywiscie tylko lokalne. Ceny srednie: galette od 8 do 18 euro, crêpe od 7 do 12 euros a butelka znakomitego cidru 11 euro...Wnetrze tradycyjnie bretonskie z drewnianymi krzeslami, rzezby na oparciu nawiazuja do bretonskich tematow, siedzenie jest wyscielane sloma, obrusy maja bretonskie wzory i kolory... na scianach obrazki z tradycyjnym, lokalnym haftem dumnie sie prezentuja obok zdjec Sarkoziego i innych ministrow.

Na danie glowne Galette czyli nalesnik tradycyjny z maki gryczanej... ja wybralam sobie z nadzieniem: bretonskie kielbaski, pomidory i jajko... Antos gustuje w tych z serami a moj maz uwielbia te z malzami Swietego Jakuba i pora... dla kazdego cos dobrego.
a na deser to co u gory czli "Pokusa Eugénie"... choc wybor ogromny!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz