W ubiegły czwartek, korzystając z naszej tygodniowej
wolności, udaliśmy się z mężem do Hotelu de Sèze. Obiekt ten znajduje się w
centrum Bordeaux i dwa razy w miesiącu urządza kolacje przy jazzie, w 1 i 3
czwartek miesiąca. Od jakiegoś czasu już chcieliśmy się tam udać aż w końcu
nadażyła się okazja.
Był to bardzo wyjątkowy wieczór. Pierwszy taki w moim życiu.
Bo jadłam już kolację przy dźwiękach pianina czy harfy ale przy jazzie jeszcze
nie. Występowało trio, już takich panów pod 50-tkę, które to grało znakomicie…
stare przepobje Amstronga, Franklin, mniej znane kawałki jak i też przerobione
i całkiem nowo brzmiące piosenki Edith Piaf. Jednym słowem zabawa była
znakomita, nogi same wyrywały się do tańca ale tańczyć zaczęliśmy dopiero koło
22H jak się towarzystwo rozruszało.
Mnie jednak już przed kolacją ogarnął dobry humor – co widać
na zdjęciu – i chęć na wygłupy !
Dla kontrastu moj spokojny maz!
Szef kuchni przygotowuje na te wieczory specjalne menu choć
można też wybrać dania z karty. My wzięliśmy menu : przystawkę, danie główne
i deser. Za każdym razem były dwie opcje do wyboru choć zgodnie nasze dania i
desery takie same – widać nie bez przyczyny jesteśmy razem. Do tego wina, muzyka i kolejny wieczór do
kolekcji fantastycznych wspomnień.
Zdjęcia są zbyt mało
ostre, w wieczornym sztucznym i niezbyt mocnym świete robione… Na pierwszym
widnieje moja przystawka: krem z pasternaku z chipsami i sokiem z ziół.
Na ostatnim
deser – ciastko gorące z lejącą się czekoladą… Całe menu na taki wieczór to 36
euros, plus wina itd. Dania z karty od 20 euros za danie główne w górę.
A wczoraj
byliśmy cały dzień w kraju Basków, w Biarritz ,
w Saint Jean de Luz, w Bidart… zabiorę was tam w tym tygodniu wirtualnie bo
było po prostu cudownie!
Bardzo dobra decyzja. Zazdraszczam !
OdpowiedzUsuńPozdrwiamy serdecznie
Tapenda