środa, 23 maja 2012

Pieczone sardynki z "gremolata".

wczoraj wieczorem dlugo rozmawialm z M. mieszkajaca w PL przez telefon i doszlysmy do wniosku, ze mam dwa powody by nie narzekac na Francje: lepsza medycyne i lepsza edukacje... ja bym dodala jeszcze sztuke kulinarna na codzien badz prawie, ale to moja prywatna opinia. Na cala reszte moge warczec nad Sekwana, ze beee i ze do luftu i ze dyskryminacja i rasizm, i glupi Francuzi i brudasy itd, itd...

ale przejdzmy do tego co przyjemne... pierwszych letnich sardynek... choc to danie bedzie tez wysmienite z makrela

Po 4 swieze sardynki na osobe, dorosla osobe, robimy z nich takie zgrabne fileciki jesli rybak, u ktorego sardynek zakupilismy ich dla nas nie zrobi... moj robi, ale roznie bywa

sol;

oliwa

na gremolate czyli takie poludniowe nadzienie:

skorka z cytryny i z pomaranczy, najlepiej eko

garsc orzeszkow pini

pol peczka zielonej pietruszki

kilka sardeli z oliwy

Miksujemy razem pietruszke, sardele, skorke z owocow. Do nadzienia dodajemy orzeszki. Ta pasta smarujemy jedna sardynek, na niej ukladamy druga jakbysmy robili kanapke. Solimy lekko bo sardele sa juz slone; polewamy oliwa i do piekarnika na 12 minut w 180°C.

Podajemy z purée z ziemniakow z selerem...

smacznego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz